W każdym odcinku pojawiają się wrzutki, które ostatecznie nie mają żadnego znaczenia, sensu i związku z fabułą. "Time is a flat circle" wypowiedziane tylko jako nawiązanie do sezonu pierwszego, nic innego z tego nie wynika. Dziecko Danvers i ten miś, nic z tego nie wynika. Symbol z pierwszego sezonu, stworzony nawet ze skórki pomarańczy, nic z tego nie wynika. Zabita kobieta nagrywa film w jaskini, ktoś ją tam atakuje, a w ostatnim odcinku niszczy podziemne laboratorium i pojawia się scena z przypadkowym zniszczeniem jej telefonu, który nagrywał film. Problem w tym, że to są dwa różne miejsca i dwa różne konteksty. I jeszcze te sprzątaczki w scenie jak z taniego westernu. Wbijają do bazy z giwerami i wyganiają grupę gołych facetów na śnieg. Normalnie tragikomedia.
Dokładnie to kompletna kretynka. Nic dziwnego tylko feministka (nie mylić z kobietą) mogła coś tak głupiego napisać