Nie jestem znawczynią gatunku, ani fanką serii o Bondzie, dlatego wypowiem się o filmie jako laik. Muszę powiedzieć, że film mi się podobał. Nie było super-gadżetów, które zawsze towarzyszyły agentowi, a które osobiście mnie trochę bawiły i irytowały jednocześnie. Bond jest w tym filmie bardzo ludzki, trochę emocjonalny, trochę nieporadny, świadom swoich słabości i właśnie to bardzo mi się w tym filmie podoba. Poza tym sporo akcji, dzięki czemu film nie nudzi i nie dłuży się. Dodatkowo dobra oprawa muzyczna i genialna dla mnie rola, którą zagrał Javier Bardem, to ogromne plusy przemawiające na korzyść tej produkcji.
I to co napisałaś strasznie mi się podoba w filmie. Jestem fanem Bonda, a nie płaczę że jest inny niż reszta :)
Ten film jest płytki, bo tylko takie filmy dotrą do szerokiej gawiedzi i zarobią. Nie spodziewałem się paradokumentu, ale większość scen "mruży oczy" na rzeczywistość a bywa, że urąga inteligencji widza. Miało być miło dla oka i niezobowiązująco dla umysłu i było. Żal tylko, że "kobietę Bonda" tak bezceremonialnie odstrzelili (wcześniej żyły dłużej). Mam nadzieję, że nie doczekamy czasów "chłopaka Bonda", ale o tym to już nastroje społeczne zadecydują.
Bardziej podobało mi się Casino. Na marginesie, to aż mnie zabolało przy scenie testu "cohones", swoją drogą kto ma, ten wie na ile realne jest prowadzenie konwersacji z testującym przy takiej "zabawie". No ale Bond to BOND, każe sobie podrapać z drugiej strony... Wolę go jako twardziela, niż pitolenie o jego ludzkiej naturze.
Specjalnym fanem Bondów nie byłem, ale Bond to Bond ma być profesjonalistą z pomocą techniki i fajnych Panienek a tu lipa, bo brosnanie się skończyło.
Jedyny plus tego filmu to że pokazali Szkocję z zamkiem lub to co na nią wyglądało, miało się to nijak do Bonda ale widoki fajne ;)
Dla mnie ten film jest słaby. Jako Bonda typowego acz odświeżonego nie można go w ogóle sklasyfikować, a jako "anty Bond" wypada blado - to słaby, ponury, mało dynamiczny film. Również na plus zaliczam Szkocję, ciekawy pomysł, ale fatalnie zrealizowany, jakoś tak pospolicie, nudno, bez dynamicznej linii fabularnej, zwrotów akcji i zaskakujących logicznych rozwiązań. Nie jest to rozrywkowa sensacja, ani odkurzony powrót do przeszłości, a psychologizacja postaci wypada sztampowo by nie rzec prymitywnie. Ten film nie wykorzystuje potencjału Creiga, a wręcz wbija go w zbroję powtarzalnego ponuraka. Gdyby nie nowoczesna, wypasiona scenografia, ujęcia kamery to fabularnie mało by co zostało. Bardzo tania psychologia, ale której nie opłacało się poświęcać koncepcji Bonda, to już Casino dużo wyżej stoi.
"Ten film jest płytki, bo tylko takie filmy dotrą do szerokiej gawiedzi i zarobią." - Gdzie przeczytałeś że filmy o Bondzie mają być głębokie (skoro stawiasz to jako główny zarzut)? I w czym "głębsze" było Casino Royale?
Mam swoje subiektywne wyobrażenie "głębi" Banda, które wyraża się w zdaniu ostatnim: "Wolę go jako twardziela, niż pitolenie o jego ludzkiej naturze." Mogą go lać po jajach, ale sadzanie go na "kozetce" to już nie dla mnie.
Z kolei stwierdzenie "Ten film jest płytki, bo tylko takie filmy dotrą do szerokiej gawiedzi i zarobią.", nie oznacza doszukiwania się warstw stricte artystycznych w serii 007.
Polemika o moim guście chyba nie ma sensu, a napisałem celowo w temacie "Ocena laika" i proszę mnie tak traktować. Jako laik "doprecyzuję" więc, że Casino bardziej mi się podobało.