taka jedna scenka z żydami bezcenna :) jak ktoś obejrzy to sam zgadnie:)
Masz rację, to było świetnie wymyślone I rewelacyjnie zagrane. No I sam fakt, że scena ma wiele różnych interpretacji:
1) żydzi zawsze sobie pomagają
2) żyd cwańszy od amerykanina
3) stary, doświadczony rabin rozpoznaje autentyczny talent kantora w młodym ateistycznym żydzie, który improwizuje modlitwę bez znajomości ani herbrajskiego ani aramejskiego.
4) na pewno można wymyślić wiele innych interpretacji.
Piękna scena I Jim Sturgess pokazał talent wykonawczy.
W sobotę 13. sierpnia 2016 wieczorem klikałem po kanałach i natknąłem się na tę właśnie scenę z "przesłuchaniem". Dialogi były podawane przez lektora (niestety, znowu nieusuwalnego!). I oto z ust lektora usłyszałem, że ów młody Żyd (narodowość) lub żyd (wyznanie) przekonuje urzędnika z jakiegoś Immigration Office (czy jak to się w Ameryce nazywa), że regularnie uczestniczy w... "mszach". Pół minuty później lektor chyba zmienił zdanie, bo użył terminu "nabożeństwo".
Poziom niewiedzy w społeczeństwie polskim jest porażający, nawet pośród ludzi wykształconych. Od wielu lat już sporadycznie słyszę o jakichś protestantach, którzy rzekomo uczestniczą w niedzielnej "mszy". Jeśli to byłaby prawda, to ilu z nas zrozumie opowieść o księciu Nawarry Henryku IV, który w ciągu żywota zmieniał wyznanie więcej, aniżeli raz, ale gdy nadarzyła się okazja przejęcia korony Francji pod warunkiem ponownego przejścia na katolicyzm, nie wahał się i uznał, że "Paryż wart jest mszy"? Cóż znaczyłoby to powiedzenie, gdyby i kalwini/hugenoci oraz katolicy jednakowo chadzali na mszę?
Już tylko z lekka się obruszę gdy w "[...] greckim weselu" albo "Charliem Wilsonie" odczytam, że jakiś Grek jest wyznania "grekokatolickiego".
Teraz zaś usłyszałem o mszy w synagodze. Z niecierpliwością czekam, aż lektor jakiegoś następnego filmu poinformuje mnie, że w piątek muzułmanie udają się... na mszę do meczetu...
PS Może niepotrzebnie obruszam się na Bogu ducha winnego lektora. Wszak jego robota to beznamiętne odczytanie dialogów przygotowanych przez tłumacza-dialogistę.
To jest w oczywisty sposób wina tłumacza i adiustatora (którego zapewne w ogóle tu nie było). Inna sprawa, że lektor też powinien reagować na ewidentne bzdury i prosić o poprawienie tekstu, a zdarza się, że odczytuje beznamiętnie nawet rażące błędy gramatyczne (typu "mi się podoba").