Recenzja filmu

Obdarowani (2017)
Marc Webb
Chris Evans
Mckenna Grace

Algorytm szczęścia

Nie jest to standardowy, lekki, familijny film na niedzielne popołudnie. Jest nieoczywisty, wymyka się z utartych ścieżek i pozostaje na długo w głowie. Stawia trudne pytania i skłania do
Przed obejrzeniem "Obdarowanych" obawiałam się, że to będzie film z kolekcji McEmocje. Zrobiony z przepisu, naszpikowany tanimi chwytami łapiącymi za serce i profesjonalnie wyciskający łzy. Okazało się, że jest to rzadki przypadek historii przemyślanej, wyważonej i świetnie zagranej, wszystko ma swoją przyczynę i skutek, każda scena jest potrzebna i ma swój cel. Film urzekł mnie swoją nieoczywistością, zostawia pewien niedosyt, ale to tylko dowód na to jak dobrze jest opowiedziany.

Zacznijmy od tytułu - to chyba jedyny przypadek gdy tłumaczenie dodaje głębi filmowi. Ta dwuznaczność języka angielskiego mogła sprowadzić tą historię do opowieści o niezwykle uzdolnionej dziewczynce a zwykła liczba mnoga daje całe spektrum możliwości i lepiej oddaje sens opowieści.

Cała historia naszpikowana jest pułapkami i potencjalnymi kliszami, w które o dziwo nie wpada. Oprócz opowieści o geniuszu w ciele dziecka, mógł to być dramat sądowy z epickimi przemowami, wyciąganiem brudów i doprowadzającymi do szału kłótniami, mógł też być bardzo słabym romansem, albo płytką komedią familijną, wiele wątków mogło zepsuć całość ale na szczęście cała konstrukcja nieźle się trzyma. Sekret tkwi w powolnym tempie i iście pokerowym podejściu do odkrywania kart.

O czym jest film? Moim zdaniem o byciu rodzicem, o walce o dobro dziecka. Film wielokrotnie stawia pytanie czym to dobro jest. W czasach, kiedy nasze dzieci muszą być najlepsze, najmądrzejsze, najlepiej wykształcone, ciężko zrozumieć motywację głównego bohatera, który chce dla swej siostrzenicy normalnego dzieciństwa. Frank (Chris Evans) opiekuje się Mary (Mckenna Grace) na prośbę zmarłej siostry. Bardzo powoli, ze skrawków rozmów dowiadujemy się o przeszłości bohaterów. Reżyser (Marc Webb) nie idzie na skróty, nie podsuwa nam zgrabnych retrospekcji, które wszystko wyjaśniają, przyspieszają akcję i dodają ładunku emocjonalnego. Każe nam samodzielnie sklejać kawałki, budować obraz niełatwych relacji między bohaterami. Dokładając kolejny klocuszek burzy wizję widza na temat tego co dobre dla Mary i dopytuje - "a teraz, kto ma rację?". 

Początkowo wydaje się, że Frank jest prostym mechanikiem, którego przerasta domowe nauczanie podopiecznej, ale tutaj nie ma nic prostego. Mary okazuje się być matematycznym geniuszem o przysparzającym problemów charakterku. Frank nie jest zwykłym mechanikiem i nie przez przypadek wychowuje siostrzenicę w prowincjonalnym miasteczku, na ubogim osiedlu małych domków.  Powodowany poczuciem winy za nie uratowanie siostry, Frank poświęca całe swoje życie, porzuca karierę i status i koncentruje się na dziecku. Robi wszystko co w jego mocy, aby Mary nie powtórzyła tragicznej historii swojej matki. Nie wiąże się z żadną kobietą aby nie rozmywać swojej odpowiedzialności. Pozwala talentowi matematycznemu Mary rozwijać się, ale najmocniej walczy o jej umiejętności społeczne, dba by była empatyczna i wyrozumiała i nie wywyższała się. Widzi w niej przyszłego lidera. Mimo to jest przerażony, że może nie podołać, że może zmarnować jej potencjał albo pozwolić jej stać się nieczułą maszyną. To co najbardziej mnie urzekło, to właśnie sceny między Frankiem i Mary. Gdy Frank w dojrzały a jednak dowcipny sposób tłumaczy Mary świat, wiarę, radość, miłość czy złość. Para Evans - Grace cudownie buduje w tych scenach rodzinną intymność, wywołuje uśmiech lub wyciska łzy.

Warto zwrócić uwagę na ich grę aktorską. Mckenna Grace nadzwyczajnie połączyła dziecięcą niewinność i beztroskę z powagą geniuszu, widz zakochuje się w niej od pierwszej sceny. Dojrzałość aktorska tej dziewczynki poraża, więc warto zapamiętać jej nazwisko. Evans tworzy niezwykle prawdziwą postać, nie pozbawioną jednak, tak ukochanych przez widzów cech Marvelowskiego Kapitana - bohatera o czystych intencjach i niezłomnym charakterze. Nie jest to jednak nieskazitelny, niemal marmurowy bohater jakim jest Kapitan. Frank jest momentami niedbały, niepozbawiony słabości, irytująco nieprzewidujący i uparty, co przysparza tej niecodziennej rodzinie kłopotów, ale też daje okazje do cudownych chwil (np. scena w szpitalu). 

Nie jest to standardowy, lekki, familijny film na niedzielne popołudnie. Jest nieoczywisty, wymyka się z utartych ścieżek i pozostaje na długo w głowie. Stawia trudne pytania i skłania do przemyśleń.

To, co mnie ciągle dziwi, to fakt, że taka perełka przemknęła przez kina niemal niezauważona, nie została też doceniona przez krytyków. Może to marketingowcy nie zapewnili odpowiedniej promocji, może widzowie znieczuleni serialową pulpą nie docenili mądrości tego filmu. Trudno orzec, można jednak samemu wyrobić sobie zdanie oglądając go. Po prostu warto!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy reżyser dwóch filmów o Spider-Manie i Kapitan Ameryka we własnej osobie łączą siły, trudno nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones