Już graliśmy w "BioShock Infinite"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Ju%C5%BC+grali%C5%9Bmy+w+%22BioShock+Infinite%22-91543
Stworzony przez Irrational Games „BioShock” z miejsca stał się hitem. Wiele osób okrzyknęło go najlepszą grą tej generacji konsol, a nawet jedną z najlepszych w historii gier wideo. Po wydaniu „jedynki” marka przeszła w ręce innego studia, które choć z powierzonego mu zadania stworzenia kontynuacji wywiązało się na medal, to fani oryginału czuli pewien niedosyt. Ich modlitwy zostały jednak wysłuchane i w 2013 roku, prawie 6 lat po premierze pierwszej gry z serii, na rynek trafi „BioShock Infinite”. Stworzony oczywiście przez Kena Levine’a i jego Irrational Games. Czy jednak studio nie wyszło z wprawy i jest to tytuł, na który warto czekać?


Cel zorganizowanego przez 2K Games pokazu w Londynie był tylko jeden – dać zaproszonym dziennikarzom możliwość pogrania w „BioShock Infinite”. Prezentowana wersja zawierała pierwsze trzy godziny faktycznej gry. Co ważne, zagrać w nią mogliśmy zarówno na PC, PlayStation 3, jak i Xboksie 360. Twórcy pokazali w ten sposób, że nie wstydzą się swojej gry na żadnej z platform. Możliwe było nawet zagranie w wersję PC z podłączonym kontrolerem od Xboksa, z czego jako zatwardziały konsolowiec skorzystałem. Co w takim razie z samym „BioShockiem”?


Zapomnijcie o Rapture, Big Daddym, Would You Kindly i Małych Siostrzyczkach. Twórcy przenoszą nas do roku 1912, kiedy to jako Booker DeWitt, były agent Pinkertona, wyruszamy do latającego w chmurach miasta Columbia. Cel naszej misji? Odbicie niejakiej Elizabeth. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Znalezienie i przejęcie dziewczyny zajmuje chwilę, później wszystko zaczyna się komplikować. Powrót z latającego miasta na ziemię nie jest wcale taki prosty, nasi zleceniodawcy nie są osobami, za które się podawali, a uratowana przez nas niewiasta ma swoje na sumieniu. Więcej zdradzać nie wypada. Co jest jednak bardzo ważne, to miejsce akcji. Columbia została zbudowana w chmurach, jako to lepsze, czyste, wręcz idealne miasto. Kiedy się w niej pojawiamy, funkcjonuje normalnie. Na pewno pamiętacie, że Rapture z pierwszego "BioShocka" było cmentarzyskiem, z którego mogliśmy jedynie próbować się wydostać. W „Infinite” wszystko dzieje się przy nas, a nawet za sprawą nas. Czasami warto zerknąć za siebie i popatrzeć, w jakim stanie zostawiliśmy doskonały jeszcze przed chwilą świat.

Tyle samo, jeśli nie więcej, zmian co w koncepcji świata zaszło w rozgrywce. Miasto, w którym toczy się akcja, jest na swój sposób otwarte, więc tylko od nas zależy, w jaki sposób wyjdziemy w danej chwili z opresji. Powracają tu znane z poprzednich części serii plazmidy, nazywane teraz Vigorami. Zasady ich działania się nie zmieniły: znajdujemy buteleczkę, poznajemy nową zdolność i w zależności od tego, czy posiadamy wystarczającą ilość wskaźnika „Salt”, możemy nimi traktować naszych oponentów. Nie inaczej jest z bronią palną. Wachlarz możliwości jest naprawdę szeroki, od pistoletów po wyrzutnie rakiet, jednak w tej kwestii zaszła pewna zmiana – możemy mieć przy sobie tylko dwie różne bronie. Nie jesteśmy już wielką kupą żelastwa, a zwykłym kolesiem, stąd też takie ograniczenie wydaje się jak najbardziej na miejscu.

Tym, co zmienia rozgrywkę o 180 stopni w stosunku do poprzednich gier, jest nasza towarzyszka. Kiedy już uratujemy Elizabeth i wytłumaczymy jej, że zabijanie jest trendy, pomaga nam ona w akcji. Kończy nam się życie? Piękna nas podleczy. Zaczyna nam brakować amunicji? Jeśli coś zostawiliśmy w poległych wrogach, to Elizabeth na bank to zebrała i w kryzysowej sytuacji dorzuci parę magazynków. Otwieranie zamków czy dziur w świecie (!), dzięki którym z alternatywnej rzeczywistości możemy przenieść obiekty do Columbii, to również jej działka. Jej obecność pomaga, jednak nie znaczy to, że gra stała się łatwiejsza. Nawet na najniższym poziomie trudności można zginąć, jeśli źle przemyślimy kolejny ruch.


Co jeszcze się zmieniło? Nasz bohater zaczął mówić. Elizabeth bardzo chętnie wchodzi z Bookerem w dialog, dzięki czemu wsłuchując się w ich rozmowy (co w wirze akcji nie jest wcale takie proste), możemy dowiedzieć się dużo więcej o miejscu, w którym się znaleźliśmy. W ogóle gra ma tyle do zaoferowania, że idąc prosto przed siebie, jedynie liźniemy ten świat. A prosi się on, aby poznać go dokładnie z każdej strony, przeczesać każdy krzak, przeczytać każdą notatkę i przesłuchać wszystkie zostawione przez mieszkańców nagrania.

Na pewno dla wielu z Was liczy się oprawa graficzna. W nowego „BioShocka” grałem na PC, z detalami ustawionymi na średnie i gra wyglądała przepięknie: rewelacyjne tekstury, świetne cieniowanie i naprawdę pełen szczegółów świat. Konsolowcy nie mają jednak powodu do smutku, gdyż na obydwu konsolach gra prezentuje się naprawdę dobrze. Dopiero gdy zobaczyłem ją na każdej z platform, zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. Siła „BioShocka” nie leży w szczegółowości grafiki, a w dizajnie. Nieważne, na czym zagracie, to wciąż będą te same pomysły, ten sam dizajn. Jeśli zaś chodzi o oprawę dźwiękową, mamy tu kontynuację z pierwszego „BioShocka”: świetnie dobrana muzyka z tamtych lat i bardzo dobrze dopasowani aktorzy użyczający głosu bohaterom. 


Po tych kilku godzinach z grą mogę spokojnie napisać, że Irrational Games dostarczy za kilka miesięcy produkt z najwyższej półki. Grę tak dobrą (jeśli nawet nie lepszą) jak pierwszy „BioShock”. Ważne jest jednak, abyście nie traktowali jej jak kolejnej gry z serii. To zupełnie nowa historia, nowy świat i nowi bohaterowie. Czy to wobec tego jeden z pierwszych kandydatów do miana gry roku 2013? Moim zdaniem tak. Niech tylko Ken Levine nie każe nam czekać na swoją następną produkcję kolejne 6 lat!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones