"13 Lakes" to wyjątkowe doświadczenie kinematograficzne, jednocześnie ekscytujące i uspokajające, a w ostatecznym rachunku porywające. Benning oferuje nam lekcję na temat... Zobacz pełny opis
"13 Lakes" to wyjątkowe doświadczenie kinematograficzne, jednocześnie ekscytujące i uspokajające, a w ostatecznym rachunku porywające. Benning oferuje nam lekcję na temat względności. W fabularnej próżni mgnienie oka staje się dramatycznym aktem. Większość dzieł Benninga zbudowanych jest w oparciu o ścisłe reguły matematyczne. "13"13 Lakes" to wyjątkowe doświadczenie kinematograficzne, jednocześnie ekscytujące i uspokajające, a w ostatecznym rachunku porywające. Benning oferuje nam lekcję na temat względności. W fabularnej próżni mgnienie oka staje się dramatycznym aktem. Większość dzieł Benninga zbudowanych jest w oparciu o ścisłe reguły matematyczne. "13 Lakes" jest świetnym przykładem jego rygorystycznej, bezkompromisowej techniki. Film składa się z 13 statycznych, 10-minutowych ujęć jezior w Ameryce Północnej. Nie ma żadnego dialogu, głosu z offu, a jedyne „wyjaśnienie” nadchodzi pod koniec, gdy – w ramach swoistej listy aktorów – nazwy i położenie każdego z jezior zostaje wyjawione przez czarno-biały napis. Przez te ponad 2 godziny poczujecie radość, zaskoczenie, zdziwienie, zachwyt i zadumę. Trudno przywołać jakikolwiek stworzony ostatnio iflm, który operowałby na tylu różnych płaszczyznach i tyloma emocjami, co "13 Lakes". Z pewnością nie da się tego dzieła porównać do niczego, co zobaczycie na ekranach kin w tym roku. W przeciągu dziesięciu minut możemy – i powinniśmy – przechylić głowę, by obejrzeć ten zapierający dech w piersiach obraz pod każdym możliwym kątem, słysząc jednocześnie odległe wystrzały myśliwych, rozlegające się echem nad bezmiarem powierzchni akwenu. Ten mierny opis nie jest w stanie oddać tego, co w rzeczy samej jest jedną z najwspanialszych sekwencji w historii kina – i stanowi dowód na to, że każdy, kto nie zalicza Jamesa Benninga do najgenialniejszych współczesnych amerykańskich reżyserów, po prostu nie wie, co się dzieje w kinematografii. [oficjalny opis z festiwalu Era Nowe Horyzonty]
równie dobrze można wystawić 1; kino, które już nawet nie stara się naśladować, a zlewa się z życiem albo czyni wszystko kinem; nothing take place but the place!
W sam raz dla ludzi całe dnie spędzających w szafie, i tylko raz od wielkiego święta wypuszczających się w świat w poszukiwaniu dotyku istnienia. Kino jest rzeczą fajną i pobudzającą do życia o czym coraz częściej zapominają fanatycy myślowego/uczuciowego ubóstwa (który biorą za minimalizm) z dramatycznie...
13 statycznych, 10-minutowych ujęć brzegów 10 amerykańskich jezior. jak to ujęła jedna z wypowiadających ise w gazecie festiwalowej, 'film sprawil ze dotknelam Absolutu"... nie ogladajcie jesli nie musicie ;)